„Hotel” na wsi? Jak się pisze poprawnie, WIOCHOTEL czy WIOHOTEL?

„Hotel” na wsi? Jak się pisze poprawnie, WIOCHOTEL czy WIOHOTEL?

Zaraz wytłumaczę.

Gdy usilnie pracowałem, jak wyróżnić moją „agroturystykę” na tle konkurencji, użyłem taktyki, którą posługuję się od „niepamiętamkiedy”. Znając siebie wiedziałem, że ze znanych tylko mnie powodów Masala nie może być agroturystyką (chociaż jest nią w istocie). Agro – to brzmi kombajnowato i jakoś nieorganicznie. Kółkorolniczo i niehumanoidalnie. Słowem rolnotechnicznie.
A taktyka ta, to bawienie się w tworzenie nowych terminów, kreowanie novum. Biorą mnie epitety, onomatopeje, metafory i wszystko, co umożliwia artystyczne wyrażenie tego samego, tylko inaczej. Największą frajdę sprawia wymyślanie neologizmów i homonimów. Nowosłów to inaczej… brrrr- nowotwór językowy, ale taki środek stylistyczny sam w sobie brzmi okropnie. Zupełnie jak „biologia totalna”, która de facto jest zbawienna w poznawaniu realnych przyczyn chorób naszych.

Jak to zadziałało w tym przypadku?

Prosto. Wszystko drogą dedukcji drogi Watsonie. Skoro istnieją hotele, a te lokowane są zwłaszcza w miastach, to na logikę na wsi powinny być WSIO-HOTELE. Co prawda agroturystyki nie mogą powstawać na terenach nierolnych, jakimi są miasta. Ale koła gospodyń wiejskich już mogą. Nasz kraj zapewnia nam wiele bublowatych przepisów administracyjno-prawnych.

Pozostała kwestia, czy mój „hotel” na wsi powinien być, wsio czy wio? Wiohotelem, czy wiochotelem?

Każde z tych słów edytor tekstu podkreślał czerwonym wężykiem. A to oznaczało dla kreatora – jest dobrze. Znaczy takiego słowa nie ma! Czyli stworzyłem nowe słowo – nowosłów. To, że jestem wynalazcą to nic. Ważne, że dostosowałem się do zaleceń marketingu w dwójnasób. Po pierwsze nazwałem, a po drugie nazwałem nowym słowem. Marketing uczy: wszystko, co się nie nazywa – nie istnieje, a Al Ries, spec od marki radzi dodatkowo – wymyśl nowe słowo-kategorię, w której będziesz pierwszy (w umysłach ludzi), a nie będziesz musiał konkurować. No to wymyśliłem.

Rzadko kiedy nazwa po prostu spada na Ciebie jak objawienie.

Z reguły poprzedza ją jakaś inspiracja. W wymyśleniu nowej nazwy dla wiejskiego „hotelu” na wsi w Beskidzie Niskim, pomógł mi (chociaż o tym do tej pory nie wie), jeden taki guru z Gór Świętokrzyskich – Krzysiek Wrona. Poeta, bard i „ktotamjeszcze”, ukuł kiedyś frazę: wiocha przez samo „h(a)”. Takie rzeczy zostają i dźwięczą w uchu. I jak te „dziewczyny z Albatrosa” – są jedyne i unikalne. A o to przecież nam chodzi. Mieć coś wyjątkowego.

Masala ostatecznie w swojej nowatorskiej kategorii została Wiohotelem. Ale jak ktoś woli Wiochotel – proszę bardzo. Brzmi identycznie.

Taką „taktykę” polecam każdemu. To świetna zabawa i ćwiczenie szarych komórek. Nie ważne, czy jesteś na Lackowej (dla mnie Jackowa), czy w Wysowej. Każde miejsce jest dobre, żeby pobawić się słowem i pobudzić czyjąś wyobraźnię. Nie wiesz jak zacząć? Posłuchaj tekstów Panów: Młynarskiego, Przybory, czy Boy’a. O Paniach nie wspomnę, chociaż Osiecka, albo Szymborska to klasyczki gatunku.


 

PS. 1 Od zawsze zajmowałem się copywrittingiem, tylko o tym nie wiedziałem. Dopóki jeden taki spec od SEO, przeczytawszy moje bazgroły nie zauważył, że mógłbym tworzyć contenty. No i się w ten sposób dowiedziałem, że jestem słowotwórcą. Albo jak kto woli pisarzem od siedmiu boleści. Jak taki ktoś nazywa się w jednym słowie (zaczyna się na g) nie powiem. I nie jest to gryzipiórek.

PS. 2 Właśnie mię naszło, że kolokwializmy, zwane inaczej potocyzmami, to – wyrazy potoczne. Czy znasz jakiś wyraz potoczny? Ja znam, to np. Ropka, co płynie leniwie przez Ropki, wpada do Ropy, aby minąwszy Ujście Gorlickie stać się kroplą akwenu Jeziora Klimkowskiego, zwanego (i znów) potocznie Klimkówką.

Udostępnij:
Related Post