Mona Lisa polskich gór

Beskid Niski, czyli nasz BeNio

„Mona Lisa polskich gór”. Tak National Geographic zatytułował tekst o byłej i obecnej Łemkowszczyźnie. Szyld strzelony w dziesiątkę, bo Beskid Niski owiany jest nimbem tajemniczości, jak La Gioconda. Porą letnią dominuje w nim zieleń, jak na rzeczonym konterfekcie. Jest wręcz sowicie zielony w odcieniach od pistacji, szmaragdu po indygo. Jesienią ogni się pomarańczami, amarantami po bordobrązy! Fakt, niewysoko się pnie, za to jest najdłuższym i najbezludniejszym pasmem beskidzkim. I niech nie gadają, że Bieszczady to krajowy mistrz dzikości. My wiemy swoje – Beskid Niski jest dzikszy, dziksiejszy. Namiętny, namiętniejszy… Sprawia to las obrastający grzbiety i doliny, rozstaje, bukowiny… Koi emocje, wycisza rozum. Połaciami pozostaje potężny i niepokojący niczym dawna, potężna Puszcza Karpacka.

Gdziekolwiek tu postawisz stopę, ruszasz na przygodę sagi fantasy dziejącej się w odludziach i zakamarkach dalekich od rzeczywistości. Ileż ta baśń ma rozdziałów, ile wątków? Oto zaledwie kilka. Puszcza Karpacka była onegdaj edenem zbójców, których zwano z węgierska tołhajami. Łupili towary na „traktach węgierskich” wiodących dolinami rzek. Zdarzyło się także, że Konfederacja Barska w 1770 r. broniła swych redut na okolicznych wzniesieniach. Mocnym akcentem była wielka, dramatyczna Bitwa Gorlicka w 1915 r., zwana polskim Verdun. Po niej pozostały liczne leśne cmentarzyki, urzekające architekturą organiczną. I tak dalej, i tak dalej… Czyta się jak dzieje mitycznej krainy leżącej hen za siedmioma morzami, górami.

Współczesność kreśli pejzaż krainy konia huculskiego, pochowanych w portykach lipowych ocalałych cerkiewek, mnogość zwierza… Można by tak snuć i snuć myśli o tym, co tu jeszcze. Zatem, aby ładnie przypieczętować wyliczanie, kończymy anegdotką o dwóch kropelkach deszczu, które spadły na sam czubek Ostrego Wierchu. Pobliska góra jest ogniwem w dziale karpackim przepoławiającym opozycyjne terytoria Iglastej Północy i Oliwkowego Południa (znów fantasy). Krople spadły zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie, ale jedna na północnym zboczu i rozpoczęła wędrówkę via Wisła do Bałtyku, a druga po przeciwnej stronie płynie sobie do Mediteranu. Może spotkają się znów w jakimś nimbostratusie?

A Wy? Pewnie będziecie sobie kawkę albo czaj masala na ganeczku popijać, a tam będzie się dział odwieczny rytuał. Warto i nad takimi rzeczami się pochylić, gdy spojrzycie Beskidowi w oczy. I jak pisał gór-znawca Walery Goetel, warto pamiętać, że góry czujność wzmagają, stroją człowieka, wyżej – wysoko. Nawet wtedy, gdy są niewyniosłe jak nasz BeNio.